Witamy Czytelników po przerwie. Kinga już za kilka miesięcy idzie do 1. klasy. Poza nowościami z tym związanymi, czeka nas zderzenie z szarą rzeczywistością polskiej nauki.
Dzisiaj odkryliśmy, że został udostępniony do wglądu Elementarz przygotowywany przez rząd. Obecnie trwają konsultacje co do jego merytorycznego wykonania.
My dobrnęliśmy do strony… Nie wiemy jakiej, bo strony ze spisem treści nie zostały ponumerowane, chociaż później numeracja zaczyna się od „4”.
Przyjmijmy, że jesteśmy na stronie trzeciej. Dlaczego elementarz potrzebuje instrukcji korzystania (j.w.)? Przecież dzieci tego nie zrozumieją, jak np. „wyrazy do czytania globalnego”. Co to ma znaczyć, nawet my nie wiemy.
To jest jak w technologii Apple, jeśli coś wymaga instrukcji na starcie, tzn. że jest źle stworzone.
Dodatkowo każda strona elementarza powinna coś wnosić, posiadać wartość dodaną dla dziecka. Wspomniana ponumerowana strona („4”) nie wnosi nic, a strona mogła zostać pięknie wykorzystana aby wprowadzić dzieci w nową rzeczywistość – szkolną.
Zamiast tego można wyobrazić sobie pytania dzieci: czemu w naszej szkole nie ma takiej sali gimnastycznej, czy takiego placu zabaw…
PS: Te małe litery i masa tekstów wypełniających mnie przeraża.
Ciekawe informacje: Dlaczego rządowy elementarz nie miałby być materiałem urzędowym?